W sobotę 16 października oglądałem w TVP Sport relację na żywo z toru wyścigowego Royal Ascot. Jeden z najważniejszych dni wyścigowych Champions Day, kilkaset tysięcy publiczności na torze, miliony widzów TV na świecie, elegancja i emocja, konie warte miliony dolarów. Wyścigi to gra o wielkie pieniądze.  Rodzi się pytanie: dlaczego właściwie Polska w tej światowej grze o pieniądze nie uczestniczy?  Sięgnąłem po swój artykuł, który ukazał się w Koniu Polskim  2003/1  „Polskie Ascot”. Wierzyliśmy wtedy, że Służewiec, na prawdę, może stać się polskim Ascot.

Nie była to wiara naiwna. Inspirującym przykładem był dla nas sukces polskiej hodowli czystej krwi. Po hekatombie wojennej, podniesiona ze zniszczeń wojennych polska hodowla arabów osiągnęła w latach dziewięćdziesiątych pozycję światowego lidera. A przecież nie było u nas właściwych warunków środowiskowych dla koni arabskich, nie było wielkich pieniędzy angażowanych w hodowlę. Była wiedza i był system państwowej hodowli koni.

My, najpierw w Animeksie, a potem w prywatnej firmie Polish Prestige stworzyliśmy dla tej wspanialej hodowli światowy rynek zbytu, najważniejszą na świecie aukcję Polish Prestige Janów Sale oraz towarzyszący aukcji Polish Arabian Summer Festival. O rozwoju i upadku tej idei pisałem wielokrotnie na moim blogu, m. in. W tekście  „Wzrost i upadek”, oraz „Zło prywatyzacji” w „Hodowcy i Jeźdźcu” .

Podobnie działaliśmy dla hodowli pełnej krwi angielskiej. Dzięki naszym staraniom otworzył się rynek angielski, utrzymywaliśmy rynki skandynawski. Stałymi klientami byli Czesi i Słowacy. O tym właśnie  pisałem w tekście „Polskie Ascot” .

Niestety, gdzieś wśród wysokich decydentów politycznych i gospodarczych w latach dziewięćdziesiątych przyjęty został program  zwijania Polski. Nie potrzebne stały się państwowe stocznie, huty , kopalnie, cukrownie, banki, posterunki policji… Likwidacji podlegały państwowe gospodarstwa rolne. Podobny los podzieliły państwowe stadniny półkrwi, pełnej krwi i państwowe stada ogierów. I było to w czasach, gdy na świecie potężniał rynek na konie wyścigowe i sportowe. Gdyby nie aukcja Polish Prestige, jej światowy rozgłos medialny, polityczny i społeczny oraz spektakularny sukces finansowy to dziś nie byłoby państwowych stadnin w Janowie, Michalowie i Białce.

Nikt, ze środowiska polskiego jeździectwa i hodowli właściwie nie protestował. Prywatyzacyjnym zapędom Agencji Nieruchomości Rolnych sprzeciwiła się prywatna firma Polish Prestige. O atmosferze tych lat można przeczytać w moim tekście „Swego nie znacie”  i  „Walka z parowozem”.

Stadniny Janów, Michałów, Białka zostały uratowane. Konsekwencje poniosła firma Polish Prestige.  ANR , rękami samych hodowców, odebrała nam prawo organizowania aukcji zarówno czystej krwi, jak i pełnej krwi. W efekcie po kilkunastu latach nie tylko rynek, ale i całą hodowlę koni należałoby  budować od nowa.

Gra o wielkie pieniądze toczy się na świecie a Polsce zostało wspomnienie wspaniałej hodowlanej  tradycji i etos niezrównanej kawalerii. Już od ćwierci wieku toczy się dyskusja o reformie hodowli koni, o polskim jeździectwie zdobywającym medale na polskich koniach. Powoływane są co raz to nowe komisje przez kolejnych ministrów rolnictwa, i tylko polskiej hodowli brak, i dalej niszczeje zabytkowa infrastruktura hodowlana.

Polska hodowla nie będzie uczestniczyć  w światowym rynku, o ile wpierw nie zostanie odbudowany państwowy system hodowli. Potrzeba do tego nowej struktury organizacyjnej, potrzeba pieniędzy, potrzeba dużych populacji klaczy. To wszystko w polskich warunkach jest możliwe jedynie w oparciu o hodowlę państwową, która swoje cele hodowlane musi określać w perspektywie nie kilku, lecz kilkudziesięciu lat.  Hodowla prywatna w Polsce nie rozwinie się sama z siebie. O warunkach, zasadach reformy hodowli koni w Polsce pisałem wielokrotnie na tym blogu. Ostatnio we wpisie „Mam plan”. Niestety jak dotychczas jest to „głos wołającego na puszczy”.

Marek Grzybowski