Słoneczny poranek w Sao Paulo. Wyszedłem przed hotel, aby nacieszyć się świeżym powietrzem i egzotycznym zapachem, który wypełniał przyhotelowy ogród. Miałem w ręku wysłużoną, brązową aktówkę, do której wsunąłem kilka broszurek Animeksu „The Purebred Arab Horse in Poland”. Czekałem na Izę Zawadzką i Ignacego Jaworowskiego, aby wspólnie z radcą polskiej ambasady odwiedzić księcia Romana Sanguszkę. 

Usiadłem na ławeczce, aktówkę położyłem obok, wystawiłem twarz do słońca i przymknąłem oczy. Wysłużona dość walizeczka z brązowej imitacji skóry miała narożniki okute żółtą blachą, wnętrze wyłożone zielonym pluszem. Wieko otwierało się po odciągnięciu kodowanych zamków, które ustępowały z głośnym trzaskiem. W latach osiemdziesiątych aktówka była charakterystycznym rekwizytem urzędnika. Jeździła na półkach wszystkich podmiejskich pociągów, zawierała przede wszystkim kanapkę na drugie śniadanie, czasem gazetę.  Moja, była obiektem cichego pożądania mojego synka Michasia.  -Tato, ośmielił się kiedyś, – gdy już będziesz stary i umrzesz, to czy ja będę mógł nosić twoją walizkę?

Z błogostanu obudził mnie nagle głośny wystrzał w bliskiej odległości. Od strony hotelu biegł policjant w granatowym mundurze, w ręku trzymał dymiący pistolet, z którego ponownie oddał strzał w powietrze. Krzyczał coś po portugalsku w stronę parku. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem dwóch chłopców leżących w trawie na brzuchach. Przy jednym ze złodziejaszków leżała moja brązowa aktówka. Policjant odebrał im zdobycz, założył chłopcom kajdanki, oddał mi aktówkę i zabrał nieszczęśników ze sobą. Oszczędził im też rozczarowania, bo gdyby udało im się zwiać z moją walizeczką  to po otwarciu znaleźliby w niej tylko kilka bezwartościowych dla nich książeczek.

Za parę chwil z hotelu wyszli Iza i Pan Ignacy. Nie słyszeli żadnych strzałów. Niedługo potem przyjechał pan radca i zawiózł nas do księcia Romana Sanguszki. Starszy pan powitał nas w swoich apartamentach. Należał do niego cały wieżowiec w centrum Sao Paulo. Na ostatnich kilku piętrach mieściła się kolekcja rodowych pamiątek, białej broni, rzędów arabskich i husarskich, m.in. karabela i buława hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Oglądaliśmy te pamiątki z ogromnym wzruszeniem, ale największą naszą ciekawość wzbudziły oryginalne, ręcznie pisane po arabsku i francusku rodowody importowanych z pustyni koni arabskich.  Mieliśmy nadzieję zaprosić księcia do Polski. Był przecież ważną postacią w historii polskiej hodowli. Nie zgodził się. Nigdy nie przebolał tego, że jego konie, przed wojną, wykluczone zostały z wyścigów arabskich na warszawskich torach.  Był maj 1984 roku. Od odwołania stanu wojennego nie minęło jeszcze 12 miesięcy. Być może polski arystokrata, jeszcze i z tego powodu nie był skłonny odwiedzić ojczyzny. Sytuacja polityczna nie była wolna od napięć.

We wrześniu tego roku odbyła się w Janowie kolejna aukcja Polish Prestige.  Niepewna sytuacja polityczna nie przeszkodziła klientom z USA, którzy w dużej liczbie uczestniczyli w aukcji i pokazie narodowym. Amerykańska ekipa filmowa nakręciła wtedy bardzo dobry reportaż, który jeszcze można znaleźć  na YouTube.

. Siedemnastoletni Ogier Banat (El Azrak, Bandola) Narodowy Czempion Polski i W. Brytanii sprzedany został do stadniny Lasma Arabians za rekordową wówczas sumę 525.000 dol. Po zakończeniu aukcji na scenę w środku namiotu cyrkowego wkroczył mój mały Michałek i wspólnie z klientami i publicznością cieszyliśmy się z sukcesu. Naszą radość utrwalił na kilku zdjęciach słynny fotografik Marek Gadzalski. Michaś nie musiał czekać na spadek. W nagrodę zaraz po aukcji podarowałem mu upragnioną wysłużoną aktówkę, którą z dumą obnosił po mieszkaniu.