foto Marek Gadzalski

Czy współczesny człowiek może nauczyć się czegoś od Hodowcy Koni? Wchodzę do janowskiej stajni. Owiewa mnie zapach siana i owsa. O tej porze stajnia jeszcze śpi. Już nie długo przyjdą masztalerze na poranny obrządek. Z boksów wyglądają głowy matek. Otwarte oczy i postawione uszy sprawdzają czy źrebiętom nic nie grozi. Podchodzę do pierwszego boksu. Klacz całym swym ciałem zasłania źrebię przed nieznanym intruzem, możliwym zagrożeniem. Piękna jest ta troska o potomstwo, obraz spełnionego macierzyństwa.  Czyż nie jest to moment, w którym najpełniej objawia się piękno i dostojeństwo arabskiej klaczy matki?  

Potęgę polskiej hodowli zbudowano na kilkunastu liniach żeńskich. Dla hodowców istnienie i kontynuacja tych linii to było najważniejsze zadanie państwowej  stadniny, klacze rodzicielki były jej największym skarbem. Za chwilę będę uczestniczył w wiosennym przeglądzie. Pierwszy  przyjedzie koniuszy Jan Rudasz na swoim wysłużonym rowerze, aby dowodzić pracą masztalerzy, którzy już schodzą się do stajni. Zaraz przyjdzie dyrektor Andrzej Krzyształowicz, ze swoim asystentem Tomkiem Skotnickim. Będzie też Adam Sosnowski i Iza Zawadzka, Ignacy Jaworowski, Teresa Dobrowolska, bracia Guziukowie… Zaczekam na nich przed stajnią. W uszach rozbrzmiewa świegot dymówek, które śmigają nad głową, niestrudzenie karmiąc pisklęta wychylające się z gniazd ulepionych w bezpiecznym zaciszu stajni.

Przed stajnią na niskiej ławeczce, oparty plecami o ścianę, siedzi Roman Pankiewicz. Słynny hodowca Baska jest na emeryturze, ale żaden przegląd nie może odbyć się bez niego.

– Ranny ptaszek z ciebie – pozdrawia mnie Roman i gestem zaprasza na ławeczkę obok siebie. – Zaraz wszyscy przyjdą, poczekamy tutaj – uśmiecha się. To dla mnie zaszczyt, że ten siwowłosy, starszy mężczyzna kazał mi być ze sobą po imieniu. Jest odświętnie ubrany, bo coroczny przegląd stadniny to święto hodowców. Pod marynarkę założył niebieską koszulę z kołnierzykiem, rozpiętym i wyłożonym na kołnierz marynarki. Szare oczy śmieją się, opalona twarz zaświadcza, że ciągle lubi przebywać wśród koni,  pod odkrytym niebem.

– Widzisz Marku, Hodowcą jest Bóg – mówi nieoczekiwanie Roman. –  Panu dziękuję za to, że pozwala nam hodowcom uczestniczyć w dziele stworzenia. Te linie żeńskie to paleta barw. Hodowca jest  artystą, który z palety korzysta, dlatego nie może na niej zabraknąć żadnego koloru. Nie możemy dopuścić, aby jakaś linia żeńska w polskiej hodowli wygasła – Roman Pankiewicz streszcza to, co zawsze było istotą państwowej stadniny.

Wracam do współczesności. Nurtują mnie pytania:

– Czy przetrwa hodowla, która najcenniejsze klacze wysyła w dzierżawy?  – Jakie wartości ma do zaproponowania światu hodowla, która nie szanuje macierzyństwa swoich klaczy, która stosuje proceder „wypłukiwania zarodków”, pozbawiając matkę możliwości pielęgnowania swojego źrebięcia. I dalej pytam:

– Czy przetrwa cywilizacja, w której nie szanuje się płodności i macierzyństwa kobiety, gdy tzw. „aborcję” lansuje się jako „prawo człowieka”. Czy ostoi się cywilizacja, która nie uznaje świętego prawa dziecka do posiadania naturalnych rodziców, wychowania przez kochającą matkę i troskliwego ojca.  Według jakich wartości usprawiedliwia się zastąpienie pojęć Matka i Ojciec słowami „parent one”, „parent two”?.  Wierzę, że Polska przetrwa ten obłęd, bo nasz fundament chrześcijański jest mocny. Te zaś gnuśne narody, które wyrzekły się swoich korzeni mogą niebawem odebrać lekcję realizmu od cywilizacji Islamu. I będzie to lekcja bolesna.

 

P.s.  Marcin Szczypiorski zwrócił się do środowiska z propozycją uczczenia wybitnych postaci polskiego jeździectwa. Inicjatywa cenna. Warto pamiętać też o wybitnych postaciach polskiej hodowli. Często ci Wielcy działali i w sporcie i w hodowli. Stworzyli najwspanialszy na świecie system państwowej hodowli koni, bezmyślnie niszczony przez współczesną głupotę.

Chciałem przy tym wpisie umieścić zdjęcie Romana Pankiewicza, ale żadnego nie znajduję w swoich zbiorach. Może ktoś z Państwa pomoże.

Marek Grzybowski