Gomora i jej skarb, foto Marek Gadzalski

PiS w trybie pośpiesznym upomniał się o dobrostan zwierząt. Projekt ustawy pod roboczą nazwą „Piątka Kaczyńskiego” ma być pilnie procedowany w Senacie, pomimo że nagły tryb legislacyjny grozi  utratą sejmowej większości.  Rządzącym zależy na humanitarnym traktowaniu naszych „braci mniejszych”, to dobrze, jednakże rodzi się pytanie o priorytety, w sytuacji gdy niedokończona jest reforma sądownictwa, dekoncentrację mediów odłożono, a społeczny projekt ustawy o ochronie życia poczętego już trzeci rok tkwi w zamrażarce sejmowej. Cóż, oto „signum temporis”, znak naszych czasów. Pochylamy się nad losem zwierząt, a u ludzi aborcję i eutanazję „postępowe” środowiska każą nam zaliczać do kategorii praw człowieka. Warto zastanowić się jakie implikacje ten trend niesie dla polskiego rolnictwa i hodowli zwierząt, w tym dla hodowli koni?

Fermy zwierząt futerkowych zostaną zlikwidowane, ubój rytualny będzie zabroniony, na tym jednak nie koniec. Organizacje ekologiczne zauważyły i zwracają uwagę opinii publicznej, że traktowanie zwierząt w wielkich fermach hodowlanych również jest dalekie od wszelkiej etyki. Krowy w chowie bez-pastwiskowym, traktowane jak maszyny do produkcji mleka, kury stłoczone w bez-wybiegowych kurnikach. Bezwzględna kalkulacja zysku zabija wszelką empatię. W Internecie pełno jest zdjęć i filmów grozy pokazujących los zwierząt w wielkich fermach, np. proces selekcji piskląt na fermach drobiu. Osobom wrażliwym zalecam nie otwieranie tego linku.

Czas wielkich ferm hodowlanych kończy się. Kończy się też społeczne przekonanie, że żywność może być tania. Wyprodukowanie dobrej i zdrowej żywności musi uwzględniać i nakład pracy ręcznej i koszt ochrony środowiska. W Polsce rolnictwo, ze względu na swoje rozdrobnienie, gospodarstwa rodzinne, i nadal nieskażone jeszcze w większości środowisko, jest w stanie taką żywność wyprodukować, w pierwszej kolejności na lokalne rynki. Polityka rolna państwa powinna właśnie takie rolnictwo i drobnych producentów stymulować, a dystansować się od lobbingu wielkich farm.

Już od lat robię zakupy na targu w Piastowie, najczęściej w soboty, a czasem i w środy. Stragany warzywne i owocowe cieszą wzrok kształtem i kolorem, przyciągają zapachem. Długie kolejki ustawiają się do rolnika, który przywozi mleko „prosto od krowy”,  sprzedawane w plastikowych butelkach po napojach gazowanych. Jest wiele stoisk z mięsem i pachnącymi wędlinami z niedużych masarni. Sprzedawcy mają swoich zaufanych klientów i wiadomo że nikt nie zostanie otruty, gdyż bezpośredni kontakt producent – klient opiera się na wypróbowanym zaufaniu. Można kupić przetwory domowej roboty, ciasta i sery, przyprawy, jaja od „własnych kurek” , kwiaty z „własnej” działki, grzyby świeże, suszone.  Właściwie można kupić wszystko. Taki targ znajdziecie wszędzie w promieniu kilku czy kilkunastu minut jazdy samochodem. To jest przyszłość polskiego rolnictwa.

A jaka jest przyszłość polskiej hodowli koni?

Piszę o tym od dawna na tym blogu, dopominając się o stworzenie rządowego planu strategicznego dla hodowli koni i jeździectwa. Planu takiego nie jest w stanie opracować samodzielnie MRiRW, KOWR ani Prezes PKWK, gdyż przyszłości hodowli koni nie można rozpatrywać w oderwaniu od jeździectwa, rynków zbytu, aspektów społecznych i kulturowych, wychowawczych, zdrowotnych, od tradycji i etosu polskiej jazdy, zadania utrzymania substancji materialnej zabytkowych ośrodków konnych. Zarys takiego planu istnieje od 2009 r. jak też pomysł powołania Holdingu dla hodowli państwowej, w strukturach którego mogłyby być realizowane funkcje rozwoju hodowli, promocji, organizacji zbytu koni.

Z przykrością obserwuję „dyskusję” wokół hodowli koni arabskich, w której minister rolnictwa i akolici uważają, że wszystko jest dobrze, Marek Szewczyk i jego blogosfera uważają że wszystko było dobrze do odwołania Marka Treli i Jerzego Białoboka. Obie strony są w błędzie.

Rola polskiej państwowe hodowli arabskiej nie może ograniczać się do wyprodukowania i sprzedania kilku czempionów. Przy tak określonej roli hodowla państwowa w ogóle nie byłaby potrzebna, bo te cele spełniają lepiej lub gorzej stadniny prywatne.

Jeśli więc utrzymujemy stadniny państwowe, to po to, aby chronić i rozwijać krajowy potencjał genetyczny. Oznacza to, że wynik ekonomiczny nie może decydować o istnieniu stadniny państwowej. Jak pogodzić misję stadniny państwowej z kosztami jej utrzymania? W dłuższym okresie nie jest uzasadnione finansowanie deficytu stadniny z budżetu jakiejś dochodowej spółki. Finansowanie jest możliwe z budżetu Holdingu. Również o tym wielokrotnie pisałem.

Hodowla konia arabskich na świecie w obecnym kształcie kończy się. Potrzebne jest nowe bardziej „ekologiczne” – naturalne spojrzenie na konia arabskiego. Koń przyjaciel człowieka, nie produkt masowej hodowli, koń z naturalnym, a nie wytresowanym ruchem, urzekając naturalną urodą a nie makijażem. Ogier o męskim wyglądzie i zachowaniu, klacz o żeńskiej urodzie i charakterze.

Pisałem o tym we wpisie „Polskie araby – wrócić do korzeni” . Prywatni hodowcy hodują to co chcą i co przynosi im korzyści. Nic nam do tego. Hodowla państwowa jest po to by przewodzić światu, tworzyć filozofię hodowlaną, kształtować i promować określony typ konia, tworzyć, a nie podążać za modą.   Tak było za Krzyształowicza, Jaworowskiego, Sosnowskiego, Pankiewicza, Guziuków, Dobrowolskich.  Powie ktoś nie ma już takich hodowców. To może ich poszukać w hodowli innych ras i kształcić od nowa, w innym systemie, strukturze, przy innej filozofii. Państwo jeśli chce utrzymywać hodowlę państwową musi określić jej cele, struktury, zasady finansowania, dobór kadr, etykę. A przede wszystkim decydenci muszą uwierzyć w szansę, że Polska może mieć coś wartościowego do zaoferowania. Kierując się wiarą, po zgliszczach wojennych, zbudowano w Polsce logiczny system hodowli państwowej, którego zazdrościli nam Niemcy, Francuzi, Holendrzy. Do tego można i trzeba powrócić we współczesnej już formie Holdingu.