W poprzednich wpisach przedstawiłem dwa źródła światowego sukcesu polskich koni arabskich. Były to: państwowy system hodowlany oraz marketing. Upadek, którego jesteśmy obecnie świadkami, jest wynikiem odcięcia się od korzeni. Minister Krzysztof Jurgiel ma szanse przejść do historii, jako kierownik resortu, pod rządami którego zniszczona została najważniejsza i największa aukcja koni arabskich na świecie. Aukcja w Janowie, istniejąca nieprzerwanie od 1970 r., przetrwała PRL, stan wojenny, upadek Animeksu, przetrwała prywatyzacyjne zapędy ANR i antykoncepcję Polturfu. Może nie przetrwać arogancji i niekompetencji jurgielowych „organizatorów”.
Upadek aukcji
Odwołanie Marka Treli i Jurka Białoboka było kamykiem, po usunięciu którego zawaliła się piramida Pride of Poland, niechlujnie klecona przez Polturf od 2001 r. z udziałem samych odwołanych prezesów. W wyniku ustawionego przetargu, Polturf otrzymał „ na tacy” w pełni rozwiniętą, samofinansującą się imprezę. Konsumując wyniki pracy zespołu aukcyjnego Polish Prestige, nowy organizator, poza nową nazwą imprezy, wprowadził zmiany, które w efekcie uzależniły powodzenie aukcji od czynników zewnętrznych:
- Naszą całoroczną, kosztowną i pracochłonną akwizycję na światowych rynkach, polegająca na ciągłym poszukiwaniu i zdobywaniu finalnych klientów, zastąpiono współpracą z pośrednikami – agentami, w efekcie to oni zdominowali klientelę aukcji Pride of Poland.
- Techniczną organizację aukcji, oprawę i reklamę oddano firmom zewnętrznym, przez co Dni Arabskie straciły swój wyjątkowy, polski charakter i upodobniły się do innych pokazów, organizowanych w podobny sposób na całym świecie.
- Rozmontowano oryginalną koncepcję Polish Arabian Summer Festival odłączając z niej Międzynarodowy Dzień Wyścigowy. Nie kontynuowano programu Gentle Poland, który miał na celu promocję polskiej hodowli w kontekście ojczystej kultury i historii. Nie było to zresztą potrzebne, gdy zaniechano akwizycji finalnych klientów.
- Podobnie, wg Polturfu, niecelowe było kontynuowanie, wypracowanej przez Polish Prestige kompleksowej obsługi klienta, od zaproszenia go do Polski , aż do dostarczenia kupionego przezeń konia do jego stajni. Nasz stały zespół aukcyjny zastąpiony został doraźnie wynajętymi ludźmi, a obsługę wysyłek koni oddano zagranicznej agencji, tracąc w ten sposób jedno ze źródeł przychodów, a co więcej, dodatkowe źródło informacji o preferencjach klientów i poziomie ich satysfakcji z wizyty w Polsce.
- Nie potrafiono utrzymać przy imprezie pozyskanych przez nas sponsorów: Michelin i Volvo. W zamian głównym sponsorem Dni stała się Agencja Nieruchomości Rolnych.
- Ubytki przychodów (1-5) Polturf starał się w prostacki sposób rekompensować podnosząc ceny kart VIP, czy koszt wynajmu stoisk handlowych. Mieszkańcom Janowa, dla których aukcja Polish Prestige była ich własnym świętem, kazano płacić bilety wstępu, podczas gdy u nas byli oni honorowymi gośćmi, cieszącymi się i nagradzającymi oklaskami licytacje. Tworzyło to niezwykły klimat aukcji Polish Prestige, doceniany również przez gości z zagranicy.
Po wypchnięciu Polish Prestige z rynku, Marek Trela i Jurek Białobok musieli za cenę utrzymania swoich stanowisk wykazać się wzrostem sprzedaży. ANR, której prywatyzacyjne zakusy zostały powstrzymane, szantażowała prezesów koniecznością osiągania przez ich spółki rentowności ekonomicznej. Zadanie niewykonalne w tym stanie dezorganizacji hodowli i rynku, do czego ANR sama doprowadziła. Nad stadninami nadal unosiło się widmo prywatyzacji. Aukcja Pride of Poland odnotowała wprawdzie wzrost obrotów, warto jednakże aby ktoś policzył jaki był efekt netto imprezy, po odjęciu finansowego wkładu ANR, wynagrodzeń organizatorów, kosztów zapłaconych prowizji.
Upadek hodowli
Realizując, narzuconą przez ANR, „mission impossible” Trela i Białobok musieli przyjąć za cel hodowli wygrywanie pokazów, i co za tym idzie, osiąganie rekordów cenowych,. Zapomniano, że głównym powodem istnienia stadnin państwowych jest „utrzymywanie banku genów”. Napisała o tym w swoim artykule prof. Krystyna Chmiel. Hodowlę, która za Krzyształowicza i Jaworowskiego wytyczała światowe trendy, ich następcy poddali modzie dyktowanej przez innych.
Efektem błędnej filozofii hodowlanej było nadmierne użycie w Polsce obcych ogierów. Dolew krwi Saklawi I zamienił się w „zalew”, przed czym przestrzegała prof. Chmiel. Wydaje się, że poza wygrywaniem pokazów hodowcy zakładali również, że właściciele modnych ogierów, użytych w Polsce będą chętnie kupowali ich urodzone od naszych klaczy potomstwo. W ten sposób dla doraźnych celów pozbyto się wszystkich elementów, które budowały potęgę polskiej hodowli czystej krwi. Polskie konie nie musiały już być „piękne i dzielne” , nieistotna więc stała się próba wyścigowa.
Zalew obcej krwi spowodował, że nieaktualna stała się marka Pure Polish. Straciło swoje znaczenie reklamowe hasło „Horses of the State Stud”, skoro hodowla państwowa przestała się różnić od hodowli prywatnej.
Pozwolę sobie tutaj przytoczyć w całości zdanie prof. Chmiel : „Poczynając mniej więcej od 2006, także i w polskiej hodowli wzorem do naśladowania coraz powszechniej stawał się dominujący w krajach zachodnich, a przejęty z krajów Bliskiego Wschodu, typ „egzotyczny” – zauważalny zwłaszcza w rysunku głowy, dążący do maksymalnego skrócenia partii pyskowej i uzyskania przesadnie szczupaczego profilu, co nieraz wiązało się z utrudnieniem naturalnego procesu oddechowego. Konie o takim pokroju wygrywały pokazy wysokiej rangi, co powodowało intensywniejsze użycie ogierów przekazujących tę cechę, pochodzących przeważnie z egipskiego rodu Saklawi I.”
Cenna uwaga, ale typ „egzotyczny” nie powstał na Bliskim Wschodzie. To moda wykreowana przez stosunkowo niewielką klikę pośredników, przeważnie sędziów, trenerów i prezenterów – osób ze środowiska pokazowego, które odnoszą wielkie korzyści z międzynarodowego handlu. Światowa hodowla koni arabskich została przez nich wpędzona w ślepą uliczkę. Coraz więcej hodowców zaczyna już zdawać sobie sprawę, że wyniki międzynarodowych pokazów w mniejszym stopniu zależą od jakości koni, często są natomiast zwykłą „ustawką” . Pisałem o tym szerzej we wpisie Smutek Arabów.
Reasumując, wyłączną winę za upadek polskiej hodowli czystej krwi, ale też zniszczenie całego polskiego systemu hodowlanego ponosi Agencja Nieruchomości Rolnych i kolejne ekipy Ministerstwa Rolnictwa. Drużynie „dobrej zmiany” dałem kredyt zaufania wchodząc do Rady ds. Hodowli Koni na zaproszenie Ministra Jurgiela. Niestety moje wysiłki, aby wprowadzić dyskusję na sensowne tory spełzły na niczym. O motywach mojego odejścia z Rady można przeczytać we wpisie Rado Adieu.
Nadzieja mimo wszystko
Są w Polsce ludzie, i ja do nich należę, którzy ciągle wierzą, że w polskiej hodowli koni i w jeździectwie tkwi ogromny, niewykorzystany potencjał rozwojowy. Aby ten potencjał uruchomić potrzebne są konkretne działania:
- Radę przy MRiRW należy przekształcić w kompetentny zespół międzyresortowy, który pod auspicjami prezydenta Dudy, albo premiera Morawieckiego, podejmie prace dla odbudowy, zniszczonego przez ANR, państwowego systemu hodowlanego,. Zabiegam o to od dawna pisząc otwarte i zamknięte listy, pozostające ciągle bez odpowiedzi.
- Jest gotowy projekt, opracowany społecznie przez zespół: Andrzej Stasiowski, Marcin Szczypiorski, Radosław Wiszniowski i Marek Grzybowski. Projekt ten pod nazwą „Narodowy Program Rozwoju Hodowli i Jeździectwa” wymaga jedynie aktualizacji i uzupełnienia o praktyczno-prawne aspekty powołania Holdingu dla państwowej hodowli.
- Przywrócić należy Marka Trelę i Jurka Białoboka na stanowiska hodowców w stadninach arabskich. Pomimo popełnionych błędów, są oni jedynymi w Polsce specjalistami, posiadającymi praktyczną wiedzę hodowlaną w czystej krwi, i międzynarodowy autorytet, który powinien zostać spożytkowany do tego, aby Polska na nowo stała się „trend seterem” hodowli światowej.
Najnowsze komentarze