19 marca odeszła Pani Maria Jaworowska. Wielka Dama Michałowa, cicha i taktowna gospodyni, uwielbiana przez nas wszystkich, którzy docenialiśmy jej serdeczną gościnność. Odeszła do Męża, a wraz z jej odejściem kończy się pewna epoka. Pamiętam niepowtarzalny klimat dawnych wizyt w Michałowie, klimat który w równej mierze zawdzięczaliśmy obojgu uroczym Gospodarzom, Panu Ignacemu i jego Małżonce. W 2004 r. opublikowałem w Arabian Horse World artykuł o Panu Jaworowskim . Wspominam tam też przemiłą Panią Marię. Dziś publikuję polską wersję tekstu, aby gdzieś w chmurach zachować pamięć o wzruszeniach, jakich doświadczaliśmy w Michałowie.
Pan Jaworowski zawsze był dla mnie najlepszym przykładem polskiego ziemianina. Wysoki, szczupły, przystojny, bardzo uprzejmy, z łagodnym poczuciem humoru. Anglosasi mawiają „great sens of humor” – wielkie poczucie humoru. Pan Jaworowski uwielbiał żartować, ale zawsze pamiętał, by nikogo nie urazić, stąd bardziej trafne wydaje się określenie łagodne poczucie humoru.
Wiele razy podróżowałem z moimi klientami do Michałowa. Perspektywa trzygodzinnej jazdy po zatłoczonej drodze krajowej z luksusowego hotelu w Warszawie do małej polskiej wioski, spędzenie nocy na farmie, wydawały się dużym wyzwaniem dla naszych zachodnich gości, ale tylko przy pierwszej wizycie. Za każdym następnym razem wiedzieli już czego się spodziewać i uwielbiali wracać. Mike Nichols, Wayne Newton, Kenny Rogers, Stephanie Powers… żeby wymienić tylko kilka nazwisk amerykańskich celebrytów.
Michałów z całą pewnością jest magicznym miejscem. Pana Jaworowskiego najczęściej musieliśmy wyszukać w jednej ze stajen. Na głowie mundurowa furażerka, nieodłączna laseczka w dłoni. Wyglądało na to, że nigdy nie opuszcza swoich koni. Witamy się uściskiem dłoni. Dyrektor zabiera nas do „dworku”, abyśmy mogli odświeżyć się po podróży. Ten okazały, dwukondygnacyjny budynek ze stromym dachem jest dumą Pana Ignacego. Na dole znajdują się biura stadniny, duża sala recepcyjna, w której wyeksponowano rozliczne trofea, zdobyte przez michałowskie konie na arenach całego świata. Pokoje gościnne są na górze. Architektowi trudno było spełnić wszystkie życzenia Pana Ignacego. Moi goście zawsze zastanawiali się nad nietypową pozycją okien w pokojach gościnnych. Umieszczone bardzo wysoko nad poziomem podłogi zapewniają bardzo dobry widok nieba i wierzchołków drzew. Wyjaśniałem gościom, że architekt dopasował poziom okien do wzrostu gospodarza.
Rozkoszą wizyt w stadninie był nieśpiesznie płynący czas. Nic nas nie popędza. Moi goście wiedzą, że mamy dość czasu, aby nacieszyć się końmi i serdeczną gościnnością gospodarzy. Po drodze do stajni Pani Maria częstuje nas filiżanką herbaty, ciasteczkami i kieliszkiem domowej nalewki. Cieszy ją nasza wizyta w małym, prywatnym domku przy alejce, poprzez sad i ogród prowadzącej do stajni. Więcej gościnności doświadczymy później. Teraz pora zobaczyć konie.
Powoli krążymy od stajni do stajni. Pan Jaworowski pokazuje wszystkie konie, te z których jest bardzo dumny i te, które nie spełniły jego oczekiwań. Otwarcie dzieli się z klientami swoimi koncepcjami i chętnie omawia ich poglądy. Wspólnie wybieramy konie, które chcemy zobaczyć na zewnątrz.
Ciche miejsce za stajnią, gdzie konie są prezentowane, zachwyca ładnie urządzoną zielenią. Na długim stole pod drewnianą wiatą już są przygotowane dla nas rodowody i księgi wyźrebień. Obok termosy z gorącą kawą i herbatą, oczywiście porcelanowe filiżanki, ciasteczka, srebrna rodowa cukiernica, łyżeczki, elegancja. Wszystkiego osobiście dopilnowała Pani Maria.
Najpierw oglądamy ogiery czołowe, następnie klacze zarodowe w grupach rodzinnych ze źrebiętami. Czas mija powoli, a moi klienci już wiedzą, że tak wspaniałej grupy koni nie znajdą nigdzie indziej na świecie, no może poza Janowem.
Wszyscy jesteśmy głodni. Pan Jaworowski zabiera nas do domu, gdzie już oczekuje Pani Maria. Zasiadamy w jadalni. Mieszkanie jest małe, wyposażone w antyki i rodzinne pamiątki . Duży dębowy stół pośrodku jadalni przykryty białym obrusem, porcelana, srebro, małe kieliszki i oczywiście mroźno-biała butelka polskiej wódki na środku. Pan Ignacy jest koneserem dobrej kuchni, Pani Maria świetnym szefem, więc uczta pozostawi u gości niezatarte wspomnienie. Polskiemu jedzeniu towarzyszą obowiązkowo niekończące się toasty „na zdrowie”.
Czas na kawę to czas na biznes. Delektujemy się markowym koniakiem i jeszcze lepszą domową nalewką. Nagle dołącza się do nas para jamników. Nie wolno im było przeszkadzać przy obiedzie, siedziały zamknięte w kuchni. Teraz wpuszczane do pokoju wąchają nas i wachlują ogonami do nieznajomych, lekko zakłócają nasze poważne rozmowy handlowe. Wyjaśniamy Dyrektorowi, czego potrzebujemy i dlaczego. Oczywiście zaraz dowiadujemy się, że konie które moi klienci chcą kupić nie są w ogóle na sprzedaż. Na ogół nic nie jest na sprzedaż. Wiemy, że Pan Jaworowski kocha swoje konie i trudno mu się z nimi rozstać. Nie śpieszymy się. Staram się przekonać gospodarza, że moi zagraniczni goście są poważnymi hodowcami i naprawdę wiedzą, czego chcą. Kolejne razy „na zdrowie” i oczywiście… więcej koni do zobaczenia.
Już się ściemnia i Pan Jaworowski nakazuje zaprzęgnąć konie. Wkrótce wygodna bryczka zatrzymuje się przed gankiem. Para ognistych tarantów prycha w uprzęży. Urszula, prawa ręka Dyrektora do spraw hodowlanych, bierze wodze. „Na Podlesie!” Jedziemy na folwark zobaczyć ogierki. Urszula powozi z fantazją, poprzez ścierniska i łąki. Rozwalamy jeden czy dwa stogi siana, ale po kilku szalonych minutach bezpiecznie docieramy na miejsce. Młode ogiery są imponujące. Będziemy je widywać na warszawskim Służewcu, a później niektóre na ringach pokazowych świata …
Jest już noc, kiedy wracamy do Michałowa. Dostajemy lekką kolację. Odradzam moim klientom, by nie nalegali na szybkie zawarcie umowy. Dobrze wiem, że nic nie wskórają, bo konie jeśli będą na sprzedaż to tylko na aukcji Polish Prestige w Janowie. Sprzedaż koni jest koniecznością dla każdego hodowcy, ale najlepszą formą sprzedaży jest aukcja. Wracamy do naszych pokoi gościnnych. Czeka nas tam specjalna nagroda. Na szczycie drzewa, tuż nad naszymi oknami obraduje rodzinny zlot sów uszatek.
Rano dołączamy do Pana Jaworowskiego na rutynowy codzienny obchód stadniny. Towarzyszą nam Urszula Laufersweiler i koniuszy Jerzy Białobok, przyszły mąż Urszuli. Pan Jaworowski odbiera poranny raport od szefa każdej stajni. Ponownie przechodzimy obok najbardziej utytułowanych klaczy. Następnie masztalerze wypuszczają konie do pojenia. Długa cementowa rynna jest wypełniona świeżą wodą. Klacze i źrebięta podchodzą w grupach i piją. Pan Ignacy zna je wszystkie. Wskazuje nam kilka swoich ulubienic, potem brama otwiera się szeroko i stado wyrusza na pastwiska.
To słynny, zachwycający michałowski widok. Konie przechodzą w galop w szerokiej alei, wysadzanej kasztanowcami. Stukot kopyt cichnie w oddali. Stado wybiega na otwarte pastwisko, okrąża je raz lub dwa razy , po czym uspokaja się, aby leniwie wypasać się na soczystej trawie.
Czas, odjeżdżać. Klienci nieco zawiedzeni, że nie udało im się dokonać transakcji. Pocieszam ich, że jest bardzo prawdopodobne, że niektóre interesujące ich konie pojawią się w aukcyjnej ofercie. Przyjadą na pewno i będą o nie walczyć. Teraz zamierzam zabrać moich klientów do Krakowa. Pan Jaworowski jest bardzo ucieszony, że nasi klienci chcą dowiedzieć się więcej o historii i kulturze Polski. Koń arabski jest po prostu częścią naszej cywilizacji. Nie wolno nam jednak ruszać w drogę bez śniadania. Podczas przygotowywania posiłku Pan Ignacy zabiera nas na podwórko za domem. Tam dowiadujemy się, że sekretnym hobby Dyrektora jest hodowla egzotycznego drobiu. Stado kolorowych kur, grzebieniastych kogutów, bażantów z długimi ogonami, gęsi i indyków pędzi zewsząd, podczas gdy Pan Ignacy rozsypuje ziarno. Małe czarno-białe kaczki zwracają moją uwagę. Mają piękne czerwone korale nad dziobami i wyglądają bardzo zabawnie. Uwielbiam ptaki i gratuluję Panu Jaworowskiemu tej imponującej pierzastej kolekcji.
Na śniadanie dostajemy jajecznicę i świeże warzywa z ogródka Pani Marii. Całujemy Panią Marię, ściskamy dłoń Panu Ignacemu, ruszamy do Krakowa…
Kilka lat później, podczas stanu wojennego, odwiedziłem Michalów już sam, bez gości. Przygotowywaliśmy kolejną aukcję. Przyjechałem pociągiem więc Pan Ignacy wyjechał po mnie na najbliższą stację. Oglądaliśmy konie, wybieraliśmy gwiazdy aukcji, ustalaliśmy kolejność katalogu.
Następnego ranka wsiadając do samochodu, którym Pan Ignacy miał mnie odwieźć na stację, zauważyłem na tylnym siedzeniu dwa wielkie kartonowe pudła z dziurkami. Gdy z pudeł dobiegło znajome kwakanie, wiedziałem już jaki prezent przygotował dla mnie Pan Dyrektor. Dostojny czarny kaczor w jednym pudle a w drugim przepiękne dwie kaczuchy.
W pociągu pudła jechały na półkach bagażowych. Dobiegało z nich od czasu do czasu kwakanie. Towarzysze podróży uśmiechali się porozumiewawczo. Starsi być może pamiętali poprzednią okupację, gdy woziło się towar ze wsi do miasta.
Pan Jaworowski zmarł w 2004 r, Pani Maria w 2020. Dawno temu zrezygnowałem z hodowli czarnych kaczek w moim przydomowym ogrodzie. Wspaniałe michałowskie konie są wciąż w stadninie i mam nadzieję, że będzie tak zawsze, pomimo bieżących perturbacji, które dotknęły polską hodowlę.
Najnowsze komentarze