Odeszła 24 września w wieku 94 lat. Niełatwe to było życie. Miała zaledwie 15 lat, gdy w jej młodość brutalnie wtargnęła wojna. Jej ojciec, nasz dziadek Jan Cywiński, był drobnym przedsiębiorcą budowlanym w Pruszkowie. Podczas niemieckiej okupacji prawie zupełnie utracił możliwość utrzymania dość licznej rodziny (żona i pięcioro dzieci). Mama, najstarsza z rodzeństwa, musiała pójść do pracy, którą znalazła w fabryce Ursus. Tam najprawdopodobniej wstąpiła do Armii Krajowej i przygotowywała się do funkcji sanitariuszki. Do Powstania przyłączyła się 2 sierpnia 1944, na stacji EKD Reguły, gdzie wczesnym rankiem znalazł się, wycofany z Warszawy, ok 500 osobowy oddział IV obwodu Ochota pod dowództwem p. płk Mieczysława Sokołowskiego „Grzymały”.
Płk „Grzymała” po krwawych walkach na Ochocie w obliczu ogromnej przewagi Niemców zdecydował wycofać odział z Warszawy do lasów podwarszawskich, aby tam po uzupełnieniu stanu osobowego i dozbrojeniu ze spodziewanych zrzutów alianckich powrócić do walki. Oddział po wyjściu z Ochoty przewieziony został kolejką dojazdową EKD z przystanku Salomea do Reguł, skąd marszem ubezpieczonym poruszał się drogą w kierunku majątku Pęcice. Szpicę i straż przednią stanowili uzbrojeni, zaprawieni w boju powstańcy, w większości harcerze Szarych Szeregów. Za nimi poruszała się nieuzbrojona kolumna marszowa, złożona z żołnierzy, kobiet i cywilów. Szła z nimi moja Mama.
Niespodziewanie szpica i straż przednia przed Pęcicami natknęła się na drodze na trzy niemieckie samochody. Wywiązała się walka, w której samochody zostały spalone. Zginęło kilku Niemców, zdobyto trochę broni. Powstańcy nie spodziewali się, że w Pęcicach we dworze i zabudowaniach wiejskich stacjonuje silny oddział Wermachtu. Na odgłos walki Niemcy ruszyli z posiłkami, karabiny maszynowe podciągnęli do skraju parku. Pojawiły się dwa czołgi i niemiecki samolot obserwacyjny.
Cały oddział „Grzymały” na odkrytej drodze znalazł się w polu ostrzału. Podczas gdy harcerze ze straży przedniej wiązali ogniem atakującą niemiecką tyralierę bezbronna kolumna marszowa podjęła próbę wydostania się z pola walki poprzez obejście w prawo polami i podmokłą łąką. Moja Mama znalazła się w grupie wycofanej w kierunku wsi Malichy, skąd zszokowana późnym wieczorem dotarła do rodzinnego domu w Pruszkowie.
W walce zginęło 31 powstańców, ok. 300 udało się przedrzeć do Lasu Chlebowskiego i dalej do Lasów Chojnowskich. Najgorszy los dotknął rannych i rozproszonych, którzy pozostali ukryci w okolicy bitwy. Przybyły z Pruszkowa oddział SS zajął się wyłapywaniem bezbronnych powstańców i zbieraniem rannych. Zostali oni poddani torturom w piwnicach dworu i rozstrzelani jeszcze tego samego dnia w miejscowej cegielni. Niemcy wymordowali 60 osób, w tym 5 dziewcząt.
Mama nie chwaliła się tym epizodem. Rekonstruuję tę opowieść ze strzępków rodzinnych opowieści. Nigdy nie wstąpiła do ZBOWID-u. Przynależność do PPR/PZPR i powiązanych organizacji w mojej rodzinie była równoznaczna ze zdradą narodową. Ojciec zabierał mnie i brata Maćka pod pomnik pomordowanych w Pęcicach i co roku w dniu 1 sierpnia przynosił Mamie pęk biało-czerwonych goździków.
Najnowsze komentarze