Odeszła Dixie Lee Bennett Ryan, oddana przyjaciółka Polski, dziennikarka, właściciel i wydawca Arabian Horse Journal, w latach osiemdziesiątych drugiego co do wielkości i ważności czasopisma o koniach arabskich w USA. Przez przyjaciół w Polsce nazwana po prostu Dixie, albo Ciocia Dixie. Była moją serdeczną przyjaciółką, której poświęcam to wspomnienie. Jeśli ktoś z Państwa chciałby napisać coś o Dixie to udostępniam ten blog i zapraszam do wspomnień.
„…Polska gościnność jest najcieplejsza, Polacy najmilsi na świecie, a mężczyźni bardzo szarmanccy. Otwierają drzwi samochodu, podają płaszcz, pomagają nieść walizkę, całują w rękę. Bardzo mi się to spodobało. Sorry, dziewczyny, ale po dwóch tygodniach pobytu w Polsce już wiem, że „Wyzwolenie kobiet” mnie nie kręci. Wolę dobrą , staromodną rycerskość…” napisała Dixie w 1980 r. po swojej pierwszej wizycie w Polsce.
Nasza znajomość rozpoczęła się w październiku 1979 r., gdy jako wysłannik Animexu na US National Championship Show w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk, odwiedziłem stoisko Arabian Horse Journal. Poznałem tam Dixie, a dzięki niej wielu najważniejszych amerykańskich hodowców, którzy później regularnie przybywali na aukcje Polish Prestige. To były siermiężne czasy późnego PRL. Polska widziana była przez Amerykanów, jako biedny kraj za żelazną kurtyną, gdzie nie spodziewano się znaleźć dobrych hoteli, ludzi mówiących po angielsku, dobrej kuchni, cywilizowanych toalet. Obawiano się opresyjnych komunistycznych władz, nachalnych taksówkarzy, rozruchów społecznych.
Wszystkie te lęki i obawy niknęły jednak wobec zainteresowania polskimi końmi arabskimi. Renoma polskiej hodowli utrwalona już była na świecie. Teraz trzeba było przekonać klientów, że przyjazd do Polski nie niesie nadmiernego ryzyka. Dixie nam zaufała i przyjęła zaproszenie. Zrobiła w swoim miesięczniku obszerną kampanię promocyjną dla naszej aukcji . Przekonała do przyjazdu wielu swoich przyjaciół, którzy zdecydowali się jej towarzyszyć pomimo napiętej sytuacji politycznej w pamiętnym sierpniu „Solidarności” roku 1980. Aukcja Polish Prestige – Janów ’80 zbiegła się z końcem strajku w stoczni. Kiedy tuż przed rozpoczęciem licytacji ogłosiłem podpisanie porozumienia wszystkich ogarnął wielki entuzjazm. Nasi zagraniczni goście cieszyli się na równi z polską publicznością, a Polacy nagradzali wszystkie licytacje gromkimi brawami. Dixie nazwała ten styl prowadzenia aukcji „polską owacją”.
Polska okazała się przyjaznym krajem. Obawy naszych gości zostały rozproszone przez dobrze zorganizowaną obsługę Działu Koni i Działu Reklamy Animeksu. Z rozbawieniem jednak zauważyłem, że Dixie na wszelki wypadek przywiozła ze sobą do Polski pół walizki „snickersów” i puszek coca-coli. Okazały się niepotrzebne, bo wszędzie przyjmowana była z polską serdeczną gościnnością. Spędziła w Polsce dwa tygodnie, dzięki którym mogła poznać kraj, naszą historię, zabytki, a także wielu przyjaciół, z którymi utrzymywała wieloletnie kontakty. Pamiętała o wszystkich zwłaszcza w czasie stanu wojennego, przysyłała do Polski paczki pełne upominków, najczęściej własnoręcznie wykonanych. Zorganizowała też z przyjaciółmi grupę klaunów, która w wesołych przebraniach odwiedzała chore dzieci w polskich szpitalach aby zapewnić im chwilę radości.
Była gorliwą baptystką, co nie przeszkadzało jej wyrażać podziw i szacunek dla Jana Pawła II . W 1983 r. zaplanowała swój przyjazd do Polski w czerwcu aby uczestniczyć razem z nami w spotkaniach z Ojcem Świętym w Warszawie. Dixie serdecznie pokochała Polskę . Przyjeżdżała na janowskie aukcje, pisała z nich sprawozdania, które przysparzały nowych klientów i przyjaciół polskiej hodowli. Czasami Dixie przyjeżdżała dwukrotnie w ciągu roku. Wizyty w Michałowie u Państwa Jaworowskich należały do jej ulubionych wspomnień. Jedna z takich wizyt szczególnie utkwiła w jej pamięci. Opowiadała o niej wielokrotnie.
Po uroczej kolacji, gęsto zakrapianej domową nalewką Pan Ignacy zarządził wieczorny spacer powozem zaprzężonym w parę tarantów. Za chwilę przed ganek zajechała z fasonem Urszula Laufersweiler (później Pani Białobokowa) i wyruszyliśmy obejrzeć młode ogierki na folwarku Podlesie. W drodze powrotnej, gdy już mocno się ściemniło, konie poniosły i gnaliśmy na złamanie karku po ścierniskach rozwalając po drodze stogi. Urszuli w końcu udało się opanować konie, ale Dixie, gdy już ochłonęła z wrażenia, była przekonana , że to polska, ułańska fantazja nas poniosła.
Wieczny odpoczynek racz Dixie dać Panie, a światłość wiekuista niechaj jej świeci.
Najnowsze komentarze